Niedziela to dzień, kiedy wiele osób udaje się do kościoła. Kiedy doda się do tego pościg za samochodem, możemy spodziewać się najgorszego. Można jednak powiedzieć, że skończyło się na strachu – uciekający kierowca zatrzymał się na kościelnym płocie.
Co się wydarzyło?
Wróćmy do początku – wszystko zaczęło się od tego, że kierowca nie zareagował na sygnały dawane przez umundurowany patrol. Oczywiście sygnały te miały podstawę – mężczyzna pędził ze sporą prędkością.
Jak już była mowa, w niedzielę wiele osób udaje się do kościoła. Gdy jeszcze doda się do tego niedzielny poranek, sytuacja miała prawo wyglądać niebezpiecznie (do tego policyjna załoga nie miała wiele czasu do namysłu). Szybko zdecydowano, że najlepszym rozwiązaniem będzie użycie radiowozu jako środka przymusu bezpośredniego. W takim przypadku sprawa jest prosta – uciekiniera należało zepchnąć z toru jazdy. Jakby tego wszystkiego było mało, torem jazdy w pewnym momencie stał się chodnik.
Kiedy udało się zepchnąć uciekiniera, zatrzymał się on na kościelnym płocie. Co ciekawe, nie mieliśmy do czynienia z wpływem alkoholu. Niemniej nie można też powiedzieć, że ucieczka była wynikiem wyłącznie braku rozwagi – mężczyzna był osobą ściganą listem gończym.